I pochyliwszy się, widzi położone płótna, jednakże nie wszedł. (J 20,5)
καὶ παρακύψας βλέπει κείμενα τὰ ὀθόνια, οὐ μέντοι εἰσῆλθεν.
Do żargonu kaznodziejskiego weszło z rozmachem dzisiejsze wybrane słowo. Ciągle się „pochylamy nad tajemnicą, nad żłóbkiem, nad biedą”. I jeszcze do tego robimy „namysł, ubogaceni, niejednokrotnie dniem dzisiejszym”. Do tego jeszcze wypada dodać zwrot – słowo wytrych, przy którym wszyscy kiwają głowami: „trzeba nam to głębiej zrozumieć”.
Wybaczcie to pustosłowie, ale ono często sączy się z przesterowanych głośników kościołów, katedr, z mównic, ambon. Na tym tle chciałbym zawalczyć o sens dzisiejszego gestu Jana, umiłowanego ucznia, o sens jego spojrzenia, które dojrzewało w nim do aktu czystej wiary. Jego serce łączy słowa Pisma i widok pustego grobu. Za chwilę, gdy wejdzie za Piotrem do wnętrza grobu, w jednym momencie, jak błyskawica ogarnie go łaska wiary. Potrzebne było to pochylenie, zaglądanie z ciekawością, aby już uwierzył w progu nowego dnia.
