Powiedział zaś: Amen, mówię wam, że żaden prorok nie jest przyjęty w ojczyźnie jego. (Łk 4,24)
εἶπεν δέ· ἀμὴν λέγω ὑμῖν ὅτι οὐδεὶς προφήτης δεκτός ἐστιν ἐν τῇ πατρίδι αὐτοῦ.
Ait autem: Amen dico vobis, quia nemo propheta acceptus est in patria sua.
Kilka wersetów wcześniej, w 4 rozdziale, słyszymy również ten przymiotnik pochodzący od czasownika δέχομαι [dechomai] (przyjmować, akceptować). Mowa o “roku łaski”, a dokładnie o jubileuszu, w którym Pan nas przyjmuje z darem łaski. Dlaczego więc tak jest, że swoi nie przyjmują proroka? Czego się obawiają? Może tego, że zna ich od podszewki, ich problemy, grzechy. Może tego, że nie będzie się podlizywał, że nie zbudują na nim osobistego sukcesu i popularności, że zakwestionuje ich powierzchowną wiarę. Obnaży pozory dobra. Odbierze poczucie wyższości nad innymi. Pokaże im, że Ci, którymi pogardzają już są w Królestwie Bożym.
Aby przyjąć takiego proroka, trzeba rzeczywiście wejść na drogę nawrócenia, porzucić swoje kłamstwa, zaprawiać się dobrem. A w tym temacie zawsze jest opór przed zmianą, przed wyjściem z własnego kina, na którego ekranie ogląda się wizję siebie rozradowanego w wizji.
