Jeśli bowiem miłujecie miłujących was, jakąż nagrodę macie? Czyż i celnicy tak nie czynią? (Mt 5,46)
ἐὰν γὰρ ἀγαπήσητε τοὺς ἀγαπῶντας ὑμᾶς, τίνα μισθὸν ἔχετε; οὐχὶ καὶ οἱ τελῶναι τὸ αὐτὸ ποιοῦσιν;
Czyż dla nagrody kochamy innych? Czyż i sama miłość nie jest nagrodą? Miłość więc, ta Jezusowa, ta Boska, jest spełnieniem, nie dyskutuje. Nie łapie za słowa, nie umizguje się. Jest w niej odwaga bycia słońcem i deszczem. Chłodnym cieniem i miłą wonią. Jest w niej cisza bez szemrania i czas bez opóźnień. Z policzkiem nastawionym do pocałunku, z płaszczem przerzuconym przez rękę. Jest w niej droga bez dreptania w miejscu. I łza bólu bez wyrzutu. Gotowa, by umrzeć i rozsadzić skałę nienawiści, odwalić kamień śmierci. Pokorna i tak uniżona, że wskazuje na Niebo.
Tam jest wasza nagroda. U Ojca waszego, który jest w Niebie.
